Nysa była przez blisko pół tysiąclecia metropolią biskupią, miastem 20 kościołów, z których do naszych czasów zachowało się 13, posiadała też wiele nekropolii,
Pierwszą z nich jest bazylika św. Jakuba. Podczas ruchów reformatorskich na Śląsku, które miały miejsce w XVI i XVII wieku, protestanci opanowali Wrocław, zmuszając biskupów do przeniesienia swojej rezydencji do Nysy. Tym samym kościół św. Jakuba stał się po katedrze wrocławskiej drugą nekropolią biskupią . W sześciu wspaniałych sarkofagach zostało pochowanych siedmiu książąt biskupów: Jan Sitsch, Marcin Gertsmann, Jakub Salza, Baltazar z Promnicy oraz Kasper z Łagowa, w którego sarkofagu pochowano także bpa Pawła Alberta Habsburga. W 1682 roku przeniesiono tu z nieistniejącego dziś kościoła św. Mikołaja prochy bpa Wacława z Legnicy. Dziś te wspaniałe sarkofagi, szczególnie manierystyczny Jana Sitscha, są wielkim magnesem przyciągającym do Nysy studentów architektury i sztuk pięknych z całej Polski.
W kaplicy Trójcy Świętej spoczywają prochy wyniesionej na ołtarze w 2007 roku Śląskiej Samarytanki bł. Marii Luizy Merkert. W krypcie pod baptysterium spoczywa ks. Prałat Józef Kądziołka, który odbudował wiele nyskich kościołów z powojennych zgliszcz. W grobowcu obok pochowano ks. Klemensa Neumanna, wielkiego wychowawcę młodzieży zwanego „Grajkiem Bożym”
Drugą, tajemniczą nekropolią w naszej bazylice jest krypta pod kaplicą Trójcy Świętej, którą możemy odwiedzić w czasie Jarmarku Jakubowego. Złożono w niej szczątki zmarłych odnalezione po powodzi w 1938 r. pod posadzką kościoła. Ówczesna powódź wyrządziła wielkie szkody i posadzka na całej powierzchni zaczęła się zapadać, kiedy ją zdjęto, odkryto wiele grobów, z których zebrane szczątki złożono w krypcie.
Nasz spacer po nyskich nekropoliach rozpoczniemy od cmentarza jerozolimskiego, na którym pochowano wiele znanych postaci przedwojennej i powojennej Nysy. Spośród nich pozwolę sobie wymienić postaci związane z kulturą: Josepha von Eichendorffa wybitnego śląskiego romantyka, Lukasa Mrzegloda znakomitego konserwatora dzieł sztuki, Johannesa Hellmanna współtwórcę nyskiego muzeum, organizatora straży pożarnej na Śląsku.
Po wojnie miejsce spoczynku znaleźli tu: Mieczysława Kamińska malarka, twórczyni nyskiego środowiska artystycznego, Wanda Pawlik pisarka, Franciszek Pikuła artysta malarz, muzealnik, którego dziełem życia jest wspaniałe muzeum w Pałacu Biskupim oraz znakomity historyk Kazimierz Zalewski. Warto wspomnieć o Tadeuszu Puchalskim wspaniałym lwowiaku, który ostatnie lata życia spędził walcząc o odbudowę cmentarza Orląt we Lwowie.
Początki tego najważniejszego nyskiego cmentarza sięgają zapewne połowy XVIII wieku kiedy to ustawiono na nim figurę Chrystusa niosącego krzyż. Następnie trafił na Rynek Solny, z którego w 1814 roku został przeniesiony w pobliże prochowni, znajdującej się niegdyś w dzisiejszym parku miejskim u zbiegu ulic Powstańców Śl. i Wyspiańskiego. Na swoje dzisiejsze miejsce powrócił w 1825 roku.
Wielu nysan wyruszy na cmentarze przy ul Szczecińskiej i Złotogłowickiej - nowej nekropolii, która powoli się zapełnia.
W naszym mieście znajdują się też cmentarze zapomniane i opuszczone jak chociażby te przy ulicach Alei Wojska Polskiego, Kaczkowskiego (żydowski) i wojskowy przy ulicy Słowiańskiej. Na szczególną uwagę zasługuje cmentarz przy kościele św. Rocha, zwany morowym. Założono go w I poł. XVII wieku, kiedy Nysę nawiedziła wielka zaraza (epidemia dżumy), która pochłonęła blisko 4,5 tys. ofiar.
Mimo wielkich starań nyskich włodarzy o ich zachowanie, w dalszym ciągu są dewastowane.
Jak to odnieść do naszych pretensji o polskie cmentarze pozostałe na dawnych kresach? Zostawiam to pod rozwagę.
Tyle rozważań na temat nyskich cmentarzy. Nie sposób w tym krótkim artykule wymienić wszystkich, którym Nysa zawdzięcza dzisiejszy urok i wygląd. Myślę, że wszystkim spoczywającym na nyskich nekropoliach wypada poświęcić odrobinę zadumy, szczególnie tym w anonimowych dziś mogiłach.
2 listopada w Dzień Zaduszny, co roku przychodzę do naszej bazyliki w pobliże sarkofagu Jakuba Salzy. W ścianę za nim wmurowane jest piękne barokowe epitafium Wincentego Hortensiusa. W jego podstawie, ukrytej za sarkofagiem, zobaczymy płaskorzeźbę przedstawiającą śpiącego aniołka ze złotym łańcuszkiem na szyi. Jego głowa wspiera się na ludzkiej czaszce. Takie przedstawienie w okresie baroku symbolizowało śmierć. Obok skromna łacińska inskrypcja głosi „Hodie mihi Cras tibi” co znaczy „Dzisiaj ja, jutro ty”. Myślę, że w dzisiejszych zwariowanych czasach warto wziąć ją sobie do serca .