– Zapewne znane wam są, Szanowne Koleżanki i Koledzy, opublikowane w mediach oświadczenia naszych uczonych kolegów. Fizyka z „Jagiellonki” i profesorki z Gdańska, w których to oświadczeniach oboje ostro krytykują system, a nade wszystko poziom, szkolnictwa wyższego w naszym kraju –rozpoczęła obrady Jej Magnificentka. – Zgadzam się z poglądem, iż oboje uczonych tymi publicznymi wystąpieniami skalało swoje i nasze gniazdo, lecz niestety nie można odmówić im nieco racji. Dlatego też musimy znacznie zreformować naszą uczelnię. Oto plan tych reform – nacisnęła właściwy przycisk i na ekranie telebimu pojawił się krótki lecz pełen nowatorskich treści projekt. Istotą tego projektu było zapewnienie krajowi wysokiej klasy specjalistów w zawodach przydatnych dla gospodarki i zrezygnowanie z takich niepraktycznych nauk jak politologia, turystyka krajów biblijnych, zarządzanie i marketing (- Czym mają zarządzać absolwenci tego kierunku, kiedy nasz przemysł jest w zaniku ? – spytała autorka projektu) czy komunikacja medialna. W miejsce tych kierunków powstanie wydział zawodów poszukiwanych, na którym dyplomy licencjackie i magisterskie zdobywać będą przyszli spawacze, operatorzy sprzętu ciężkiego, tokarze, murarze, brukarze, ślusarze oraz bardzo poszukiwani na rynku pracy - metaloznawcy wtórni, zwani kolokwialnie – złomiarzami. Projekt zakłada, iż wielkim powodzeniem wśród kandydatów na studia będzie się cieszył kierunek kształcący dyplomowanych bezrobotnych. W czasie krótkiej merytorycznej dyskusji na tym dokumentem, ordynat łyskiej uczelni zagłosił konieczność utworzenia dodatkowo kierunku kowalstwa. – Wyczytałem, że coraz więcej rodaków kupuje konie, a zatem kowali będzie potrzeba – uzasadnił swój wniosek ordynat Zdobysław Bas – Zapiewajło. – A skąd weźmiemy wykładowców do nauczania tych zawodów ? – spytał przytomnie wicerektor do spraw naukowych. – Z tym nie będzie problemów, bowiem w Łysie jest wielu emerytowanych specjalistów, byłych fachowców ze zlikwidowanych fabryk. Zatrudnimy ich na umowy zlecenia, zwane śmieciowymi – wyjaśniła rektorka. W ten sposób łyska akademia jako pierwsza w kraju nie tylko kształcić będzie fachmanów potrzebnych do jego gospodarczego rozkwitu lecz także obali pogląd głoszący o zapaści lechickiego szkolnictwa wyższego.
Łyskie Księstwo Stawów i Pagórków słynie na świecie ze swych czystych wód, które przyciągają do tej krainy rzesze turystów. W trosce o tych przybyszy włodarze księstwa nieustannie wymyślają nowe atrakcje. Wiele z nich związanych jest właśnie z tym mokrym żywiołem. W ostatnich dniach tysiące ludzi zachwycało się niespotykanym zjawiskiem, a mianowicie pogodzeniem dwóch żywiołów: ognia i wody. Pomysłodawcą tego widowiska był, jak zawsze pełen inwencji twórczej prezes kasztelanii i generalny dyrektor łyskich akwenów – Miłosław Macho. Dzięki niemu impreza udała się wyśmienicie. Ognie nikogo nie poparzyły, a w wodzie nikt się nie utopił. Niestety odnotowano też tragiczne wydarzenie związane z wodą, a konkretnie z przepływającą przez gród rzeką, w której zostało uśmierconych tysiące ryb. Do tej pory ustalane są przyczyn tego rybiego holocaustu. Jedna z teorii głosi, że jego powodem było wrzucenie do rzeki kilkuset egzemplarzy pełnych trujących toksyn, złych wieści i złości łyskich gazet: „Dzwona…” i „Łysy 48”. Inni eksperci sugerują, że wody Łysy zatrute zostały moczem okupujących brzegi rzeki konsumentów nalewek, win siarkowo –owocowych oraz innych „wynalazków”. Spore grono lokalnych patriotów twierdzi, że winna tej rybiej zagłady jest oczywiście merowa Julita Karczewska. Na koniec o niezbyt wesołym jubileuszu, czyli o 15 rocznicy powodzi. O tej tragedii napisano już wiele, lecz pominięto jej lokalny aspekt polityczny. To przecież powodziowe fale zmyły ze stanowiska ówczesnego mera Łysy Mieczychwała Paczochę, a na swych spienionych grzbietach wyniosły (niestety na krótko) na tron merowski kniazia Wisłockiego. Zgodnie z lechickim obyczajem należy rozważyć upamiętnienie tej łyskiej tragedii jakimś pomnikiem. A może nowym wodotryskom zdobiącym deptak w centrum miasta nadać nazwę „Powódź 97” ?