Ledwie tutejsza ludzkość wstała od świątecznych stołów, przy których, nie bacząc na wielkanocną spowiedź, popełniała grzech obżarstwa, a już czekał na nią kolejny świąteczny serial. Tym razem całkiem świecki, a w dodatku państwotwórczy. Trzy, a praktycznie cztery dni laby, prawdziwi patrioci przeznaczyli na demonstrowanie swojej miłości do Ojczyzny. Demonstracje te trwały niedługo, gdyż według niezależnych mediów wiadomo, że z patriotyzmem u nas jest nie za bardzo, a dodatku niespodziewanie wróciła zima. W pozostałe wolne dnie naród korzystał z różnych uciech świata tego lub wykonywał pożyteczne prace rolne w domostwach i na działkach i nie przejmując się zbytnio ludową sentencją głoszącą, iż nikt w święto się nie dorobi.
Po parunastu dniach bezświątecznych mieszkańców stolicy księstwa czekają kolejne uroczystości z okazji święta grodu, czyli Dni Łysy. I tak radośnie minie znaczna część wiosny. Myliłby się jednak ten kto myśli, że ludzkość tych ziem tylko świętuje. Gdy tak było to miasta i wsie księstwa nie zachwycałyby swym wyglądem przybyszy z obcych stron. Na przykład ambasadorów z 33 krajów, którzy odwiedzili Łysę i zauroczeni krasą tego grodu rozważają utworzenie tu konsulatów. Co prawda na razie Łysa nie doczekała się wizyty jakiejś pary królewskiej i w tym względzie wyprzedza ją nieodległa Świdnica nawiedzona przez królewską parę Szwecji, ale po kwietniowej wizycie zagranicznych dyplomatów niewykluczone jest, że w Łysie zakończą podróż poślubną książę Wiliam z księżną najnowszej generacji - Kate. Wtedy dumnym świdniczanom dopiero będzie łyso.
Natłok krajowych i zagranicznych turystów przewidziała jedna z renomowanych firm z centrum kraju i postanowiła zagospodarować niszczejący Dwór Biskupi. Zamiar ten uradował wielce merową i kasztelana. A radość ta zmieniła się w euforię gdy oboje obejrzeli w Internecie projekt przyszłego obiektu hotelowo – gastronomicznego – handlowego. Projekt ten jest cud piękności i jego uroda każdego powali na kolana. Podobnie jak nie tak dawno prezentowana wizja łyskiej obwodnicy. Wreszcie miasto będzie miało galerię, w której m.in. swe skromne kieszonkowe będą mogły zasilać licealistki i gimnazjalistki z usytuowanych w pobliżu szkół. No bo, jak jest galeria to muszą być i galerianki.
Sceptycy i siewcy defetyzmu jak zawsze nie wróżą tej inwestycji sukcesu, twierdząc, iż tutejszą zubożoną ludzkość nie stać będzie odwiedzanie tego przybytku. Swoje opinie argumentują m.in. tym, że łyskie lokale gastronomiczne w dnie powszednie i świąteczne świecą pustkami, jako, że oszczędni łysianie w jadło i napitki zaopatrują się w licznych sklepach, zwanych po nowemu marketami. Spożywają te produkty w zaciszu domowym lub (zwłaszcza napitki) na łonie przyrody. Ulubionym miejscem raczenia się trunkami jest Aleja Lompy. W promieniu nieco ponad 300 m od tego miejsca znajduje się aż pięć sklepów z gorzałą w tym dwa czynnych cała dobę. Prawdziwe zagłębie wódczane, dostępne szerokim masom społecznym. Nawet uczącej się młodzieży, która w międzylekcyjnych przerwach może wyskoczyć do odległego o 50 m od „Mechanika” wodopoju. Z usług tej placówki handlowej chętnie też korzystają trenujący na miejskim stadionie sportowcy. Nie wszystkim jednak starcza sił i środków do nabycia oferowanych napojów wyskokowych i spożywania ich w miłym towarzystwie na ławkach wspomnianej alei. Przykładem tego był jeden z obywateli, który nocą włamał się do „monopolu”, tam uraczył się nalewką i trzema piwami i spokojnie zasnął za ladą. Budzący go rankiem policjanci ze zdziwieniem kręcili głowami, mówiąc: - Ależ głupi był ten pan włamywacz. Zamiast zaspokoić pragnienie jakimś markowym koniakiem, upił się podłą berbeluchą i najtańszymi browarami. – Naszym zdaniem przypadek ten jest kolejnym dowodem na to, iż lud łyski, nawet ten zaliczany do marginesu, jest oszczędnym narodem, kochającym tradycje i popierającym produkty krajowe, a nie jakieś tam przereklamowane zagraniczne wynalazki.