Nic nie zapowiadało takiego dramatu. 37-letni Roman Karawan, ojciec pięciorga dzieci, z których najmłodsze ma 11 lat leżał na ziemi konając, a wokół niego gromadziło się coraz więcej ludzi. Przez tłum przepychała się jego 17-letnia córka Justyna. - Nie wiedziałam co się dzieje, gdy dotarłam ma miejsce tatuś leżał na ziemi, był reanimowany – mówi ze łzami w oczach dziewczyna. Bezradnie patrzyła jak umiera i nie mogła nic zrobić, nie wiedziała co się stało. Dopiero po jakimś czasie dowiedziała się co się tak naprawdę się wydarzyło.
Festyn z okazji dni Korfantowa trwał już od piątku, 13 sierpnia. Od samego początku imprezy wciąż iskrzyło pomiędzy wynajętymi przez organizatorów ochroniarzami a podchmielonymi i rozbawionymi uczestnikami imprezy. Zaczęło się od słownych utarczek i wyzwisk, ale w niedziele dwóch ochroniarzy miało zostać pobitych. Postanowiono zgłosić sprawę na policję, jednak wcześniej dać nauczkę awanturnikom. Wyciągnąć ich z tłumu a potem przekazać policjantom.
Całą chmarą wpadli około godz. 15 na stadion i rzucili się do obezwładniania osób wskazywanych przez wcześniej pobitych ochroniarzy. Mężczyźni wskazali także na pana Romana, choć ten w żadne awantury się nie wdawał.
On się dławił, a oni go bili
Ochroniarze podeszli od tyłu. W tym czasie mężczyzna stał spokojnie sącząc piwo. Jeden z nich wyjął pałkę i chwycił nią mężczyznę za szyję niemalże miażdżąc mu krtań. Zaskoczony pan Roman nie miał jak się bronić. Zaczął się dławic łykiem piwa, którego jeszcze nie przełknął. Bity upadł na ziemie. Gdy ochroniarze skończyli się nad nim pastwić nie mógł złapać oddechu. Widząc, że przesadzili rozpoczęli reanimacje, jednak było już za późno.
- Ustalenia z sekcji zwłok i zeznania świadków pozwoliły na przedstawienie zarzutów pobicia ze skutkiem śmiertelnym dwóm pracownikom firmy ochroniarskiej – mówi Anna Kawecka, Prokurator Rejonowy w Nysie Sąd aresztował na 3 miesiące jednego z ochroniarzy. Wobec drugiego zastosowano dozór policji, zakaz opuszczania kraju z zatrzymaniem paszportu oraz poręczenie majątkowe w kwocie 4 tys. zł.
Po krótkim czasie policja zatrzymywała trzeciego ochroniarza, który ma mieć ścisły związek z śmiercią mieszkańca Budzieszowic. Jak dowiedzieliśmy się jeden z ochroniarzy nie miał w ogóle wydanej licencji, która jest wymagana do wykonywania tego zawodu. Mało tego, najprawdopodobniej pałki, których używali także były wykorzystywane nielegalnie.
Zawsze był taki spokojny
Tymczasem rodzina nie może zrozumieć jak można napaść spokojnego i bezbronnego mężczyznę.
- Z uwagi na jego posturę i okazałą sylwetkę, bo ważył prawie 120 kilo, musiał rzucać się w oczy, może dlatego się do niego przyczepili – zastanawia się pani Lucyna, żona zabitego. – On tam był pierwszy raz, bo w piątek łowił ryby, a w sobotę był na dożynkach w Drogoszowie, więc był niewinny – tłumaczy kobieta. Poza tym, jak twierdzi rodzina pan Roman nigdy w żadne awantury się nie wdawał. – On nigdy sam pierwszy nikogo nie zaczepił – wzdycha Justyna.
- Dla mojego brata rodzina była wszystkim, nas samych rodzeństwa było też pięcioro i on dla bliskich zrobiłby wszystko – opowiada Lidia Gabryel z Jasienicy, siostra mężczyzny. – Jeszcze niedawno byli wszyscy u nas na jeziorku pod namiotem i razem łowiliśmy ryby. Jak to jest, że ochroniarze zamiast chronić, zabijają? - pyta kobieta.