Markietanki kończyły porządki w obozowiskach i sprzątały po posiłkach, a żołnierze przywdziewali mundury, szykowali wojenny rynsztunek i gasili ogniska, na których przygotowywali swoje posiłki. Powoli formowały się szyki pododdziałów przed wyjściem na pole bitwy. Przygotowane parkingi na wielkich połaciach byłego poligonu powoli wypełniały autobusy turystyczne i samochody osobowe. Tablice rejestracyjne wskazywały, że przybywali turyści nie tylko z całej Polski, ale i z Europy. Mieszkańcy Nysy przyjeżdżali przygotowanymi na ta okazję autobusami miejskimi, a także rowerami, motocyklami, a nawet pieszo. Fotoreporterzy już zajmowali swoje stanowiska na skonstruowanej przy miejscu inscenizacji wieży widokowej. Jest też telewizja, której właśnie burmistrz Jolanta Barska przyodziana w historyczną suknię udziela wywiadu.
Przechodząc wśród formujących się oddziałów można dostać zawrotu głowy od różnorodności ich mundurów i języków jakimi się porozumiewają. Słychać Polaków, Czechów, Niemców, Węgrów, Białorusinów i Włochów.
- Nasz regiment przybył z Brna w sile 80 żołnierzy i będziemy odgrywać oddziały rosyjskie po stronie Prusaków – mówi ich dowódca Pavel Penac. – A tu obok są koledzy z Węgier.
- Nasze oddziały składają się z pododdziałów z Poczdamu, Drezna i Lipska – tłumaczy jeden z Niemców Günter Lachs.
Przed godz. 17 robi się tak tłoczno, że w sektorach dla widzów trudno znaleźć wygodne miejsce do obserwowania wojennych zmagań. Jeszcze chwila i się zacznie…