11 lipca w nyskiej twierdzy na 10 dni zakwaterowano grupę 20 młodych ludzi uczestniczących w obozie, podczas którego wzorowano się na wojskowym życiu obozowym z XIX wieku. Już na samym początku uczestnicy musieli rozbić namioty, w których następnie spali oraz przygotować wszystko co jest niezbędne do codziennego życia. I tak było ze wszystkim. Chcieli jeść dostawali surowce i musieli przygotować posiłki, chcieli grać w piłkę nożną musieli zbudować boisko i bramki, zapragnęli zagrać w siatkówkę trzeba było ze sznurka upleść siatkę i przystosować teren przed fortem. Także sami obozowicze musieli tak rozporządzać budżetem, aby starczyło na wszystko i do końca pobytu. Całe przedsięwzięcie współfinansował Ośrodek Pomocy Społecznej w Nysie oraz Urząd Miejski i Towarzystwo Przyjaciół Fortyfikacji Twierdza Nysa. Uczestników wyłonił OPS spośród rodzin objętych jego opieką.
- Na początku było bardzo trudno z uwagi na dużą rozpiętość wiekową uczestników od 10 do 17 lat – opowiada Krzysztof Herman pomysłodawca, organizator, koordynator i wychowawca w jednej osobie. – Ale nie ma większej satysfakcji i lepszej zapłaty obserwować jak grupa z dnia na dzień się integruje i staje zgranym zespołem. Był moment, że chciałem stąd po prostu uciec, a teraz jestem dumny patrząc na przemianę obozowiczów.
- Dowodem na nasz sukces jest to, że nikt obozu nie opuścił w jego trakcie – dodaje kierownik obozu Jolanta Czerniec. – Choć naprawdę było ciężko, ale to niezapomniane przeżycie.
- Jest naprawdę świetnie i nie można się nudzić – mówi szesnastoletni Bartek z Białej Nyskiej, a roześmiany Adrian dodaje. – Wspaniała atmosfera i mnóstwo atrakcji to największa zaleta imprezy.
Są też cztery dziewczyny, które wcale nie czują się odosobnione, a potwierdzają to ich roześmiane twarze. – Wszyscy tu jesteśmy równi, jest luźno i wesoło – wykrzykuje Angelika. – Niedawno szukaliśmy skarbów z wykrywaczem metali i każdy co znalazł mógł sobie zatrzymać. Ktoś znalazł przedwojenny garnek, inny kilka łusek jeszcze inny wojskowe guziki. Tak wczuliśmy się w obozowa atmosferę, że żal było to miejsce opuszczać, lecz obowiązki wzywały.