No, może nie we wszystkich środowiskach (na przykład wśród młodocianych kibiców piłkarstwa nożnego) wybuchła w maju ta miłość do współziomków, lecz z pewnością to szlachetne i dekalogowe uczucie rozkwitło w elitach politycznych. Tych centralnych, wojewódzkich, powiatowych i gminnych. Cynicy co prawda twierdzą, że ten nagły wybuch miłości spowodowany został wyborami, ale kto by tam wierzył cynikom, których opiniom przeczą choćby oficjalne wypowiedzi łyskich kandydatów na ojców i matki Łyskiego Księstwa Stawów i Pagórków.
Odrodzona, niczym Feniks z popiołów, gazeta „Łysa 48” rozpoczęła przedwyborczą akcję wywiadami z osobistościami, które jesienią będą ubiegać się o mandaty deputowanych, parlamentarzystów, merów i kasztelanów wspomnianego wyżej księstwa. Oto przepełnione miłością i szacunkiem do rywali wypowiedzi niektórych z nich:
Julita Karczewska – Jestem dumna, że mogę rywalizować z tak zacnymi osobami. Jako była sportsmenka lubię silnych przeciwników, z którymi stoczę wyborcze boje zgodnie z zasadami fair play. Każdy z mych konkurentów to wysokiej klasy polityk, godny zasiadania na merowskim fotelu. W życiu jak w sporcie należy liczyć się z porażką. Zapewniam jednak, iż nie będę miała żadnych pretensji do tych, którzy mnie pokonają. Żałuję, iż mym rywalem nie jest kniaź Jeremi, którego od dawna darzę wielką sympatią i szacunkiem. Chyba zresztą z wzajemnością. Myślę jednak, że Jeremiego godnie zastąpi moja przyjaciółka Genia albo też ambitny młody Paweł. A w ogóle to każdy, którego Jerek wyznaczy. Z góry przepraszam za swoje ewentualne zwycięstwo z kimś z tego grona.
Jeremi Wisłocki – Tym razem niestety nie mogę spełnić błagań łyskiej ludzkości i nie będę ubiegał się o godność tego miasta. Czynię to głównie dlatego, że jako dżentelmenowi nie przystoi rywalizacja z niewiastą. I to białogłową urodziwą, mądrą i przepełnioną samymi zaletami. Aby jednak spełnić wymogi demokracji wydeleguję do ubiegania się o ten zaszczyt kogoś, kto z pewnością będzie świetnym merem. Prawie takim jak ongiś ja. Na razie nie zdradzę kto zostanie mym pomazańcem. Może Paweł, może Gienia, a może jeszcze inna osoba. Na przykład Jaśko. Wbrew poprzednim insynuacjom pańskiej, powiedzmy, gazety zapewniam, iż kampania wyborcza prowadzona przez moje ugrupowanie na łamach najlepszego w regionie (a nawet poza jego granicami) pisma prowadzona będzie w duchu miłości bliźniego, nawet wówczas, gdy bliźni ten okaże się szubrawcem.
Jacenty Skoczek – Byłem pierwszy merem Łysy w wolnej Lechicji. Potem los rzucił mnie na odpowiedzialne stanowisko w długopolskiej marchii. Zawsze jednak czułem się Łysininem i dlatego postanowiłem ponownie ubiegać się o przywództwo w tym grodzie. Cieszę się, iż moimi rywalami są takie znakomitości, z którymi nawet porażkę przyjmę z pokorą. Dodam tylko, że mówiąc kolokwialnie, mam niezłe wtyki w Długopolu, które w razie zwycięstwa wykorzystam dla dobra mego ukochanego grodu i jego mieszkańców.
Zenon Jaskuła – Powiem krótko. Lubię walkę. Szczególnie z silnymi rywalami. Przegrać z takimi to żaden wstyd. A wygrać – to podwójna satysfakcja. Potrafiłem ustabilizować sytuację hen za granicami naszego kraju, to potrafię uczynić to w naszym mieście. Więcej nie powiem, gdyż jestem człowiekiem czynu. Czuwaj !
Dla porządku dodać należy, iż kandydatów na merów wywiadował gwiazdor prasy trzeciego obiegu, nadredaktor Maciej Prawdowolski. Cdn.