Środa, godz. 8.30. Pod sklepem przy ul. Piastowskiej zebrała się spora grupa ludzi. Kolejka od razu podsuwa wspomnienia czasów PRL-u, kiedy tylko w ten sposób, przy odrobinie szczęścia, można było kupić mięso, telewizor, buty czy lodówkę. Na szczęście czasy te mamy już za sobą, a półki uginają się od towarów. Co zatem przywiodło ten tłum na ul. Piastowską?
Wszystko wyjaśnia kartka, zamieszczona na drzwiach lokalu z odzieżą na wagę. Informuje, że w środy jest tu dostarczany nowy towar.
Wybija godzina dziewiąta i ludzie dosłownie wlewają się do sklepu. Rozpoczynają się poszukiwania odpowiedniej bluzki, wymarzonego sweterka, czy też spodni, które będą nadawać się na rower albo do pracy w ogrodzie. W tej gorączkowej atmosferze nikt nawet nie myśli odpowiadać na nasze pytania. Cała uwaga skupiona jest na tym, by znaleźć coś wyjątkowego.
Z Londynu do Nysy
Pani Marzena prowadzi mały sklep z odzieżą na wagę od 1997 roku, w przystosowanym do tego celu garażu we własnym domu jednorodzinnym. Twierdzi, że kiedy zaczynała, to największy bum właśnie mijał, a wielkie kokosy zbijało się dużo wcześniej. Gdyby nie prowadziła sprzedaży we własnym lokalu, już dawno by musiała interes zwinąć.
Dawniej, po towar jeździło się do hurtowni na terenie Niemiec. Po pewnym czasie zaczęły funkcjonować hurtownie z niemiecką odzieżą na terenie kraju. Obecnie hurtownicy sami dostarczają odzież bezpośrednio do detalistów. Pochodzi ona głównie z Anglii i Irlandii, ale ogólnie rzecz biorąc przyjeżdża do nas z całej zachodniej Europy.
Mistrzowie w grzebaniu
90% klientów secondhandów to kobiety, od najbiedniejszych do naprawdę zamożnych. – To przekrój całego społeczeństwa, nauczycielki, pielęgniarki, prawniczki, bezrobotne – wskazuje pani Marzena. – Ale mistrzami w grzebaniu są nieliczni w tym gronie mężczyźni. Potrafią wynaleźć takie perełki, że nawet ja wysiadam. Towar do pani Marzeny dostarczany jest co 2 tygodnie. W dniu wyłożenia odzieży cena wynosi 22 zł za kilogram. Z każdym następnym dniem cena spada. Obowiązuje prosta zasada: im ciuchy bardziej przebrane, tym niższa ich wartość.
Tanio i oryginalnie
Różni klienci sklepów z używaną odzieżą mają różne oczekiwania. Biedniejsze osoby chcę po prostu kupić tanio i użytecznie, natomiast bogatsze panie liczą na to, że znajdą coś nietuzinkowego. Często sugerują się metkami, gdyż poszukują rzeczy znanych firm odzieżowych. – Mam wielu stałych klientów – chwali się pani Marzena. – Są wśród nich osoby uzależnione od kupowania. Między jedną a drugą wizytą w moim sklepie, potrafią nawet nie rozpakować reklamówki z zakupionymi przez siebie fatałaszkami.
Chociaż chińszczyzna i tania odzież cały czas zalewa rynek, secondhandy są już na stałe wpisane w obraz naszego handlu. Polska nie jest wyjątkiem, gdyż nawet w bogatych krajach zachodniej Europy sklepy z używaną odzieżą prosperują znakomicie, a moda na nie co jakiś czas powraca ze zdwojoną siłą.