Na szczęście była to tylko śmierć polityczna kniazia Jeremiego Wisłockiego. Sprawcami tego politycznego zejścia kniazia Jeremiego była niewdzięczna i nieuświadomiona ludzkość stolicy Łyskiego Księstwa Stawów i Pagórków, która zadała kniaziowi śmiertelne ciosy w jego dwóch referendalnych bataliach. – He! He! He! – śmiał się z politycznych zaświatów niezłomny, niczym czekista, kniaź. – Nie cieszcie się psubraty z bandy Karczewskiej. Jam jest nieśmiertelny i jeszcze wam pokażę! – obwieścił na łamach swej opiniotwórczej gazety, po czym zaczął szukać nowych sojuszników. Tym razem w szeregach Prawej Sprawiedliwości. Nie za dobrze to wróży tej partii, gdyż jak dowodzi historia, wszystkie polityczne towarzystwa (łącznie z niesławną pezetpeerią), z chwilą gdy kniaź zdecydował się wesprzeć je swym członkostwem zaczęły doznawać różnych przykrości.
Klęskę kniazia osłodził nieco Łysie zorganizowany w tym grodzie ogólnolechicki Kongres Sołtysów. Rozreklamowani swego czasu przez sołtysa Kierdziołka włodarze lechickich siół i osad debatowali w grodzie nad Łysą nad przyszłością naszego kraju i swoją rolą w kształtowaniu tej przyszłości. W czasie przerw w debatach podziwiali piękno łyskiej ziemi. Wyjechali urzeczeni tym co zobaczyli i nie ukrywali, iż zazdroszczą mieszkańcom Księstwa życia w tej krainie. – Wiocha przyjechała do większej wiochy i dlatego tak się zachwyca – skomentował opinie sołtysów pupilek i prawa ręka kniazia Wisłockiego, grodzki parlamentarzysta Paweł Kumoter.
Niespodziewaną i bezpłatną promocję Łysy w ogólnokrajowych mediach zafundował miastu pies senatora Krajewskiego. Temu sympatycznemu i przyjaznemu ludziom czworonogowi strażnicy grodzcy nieopatrznie zwrócili uwagę aby publicznie pokazywał się w kagańcu. Pies, tak jak człowiek, nie znosi żadnych ograniczeń swych swobód i dlatego tylko z dezaprobatą warknął na strażnika i lekceważąco machnął ogonem. Natomiast jego panu puściły nerwy i wyraził niezbyt chwalebną opinię nie tylko o strażnikach, ale i o całym grodzie. Oczywiście miał rację, bo każdy głupi wie, że pies senatora tak jak jego pan chroniony jest immunitetem i wszyscy mogą mu skoczyć na ogon. Wredne media opublikowały senatorskie słowa na antenach kilku telewizorni. Dzięki temu świat dowiedział się o Łysie, senatorze i jego psie. W obronie psa i niespodziewanie jego pana stanął kniaź Wisłocki, dopatrując się w tym incydencie spisku merowej Karczewskiej. Dziwne, iż kniaziowa drużyna nie znalazła jeszcze dowodów na to, że w tragedii smoleńskiej nie maczał palców prezes grodzkiego parlamentu Ferdynand Skalniak wraz z merową Julitą i tymi, których nie udało się pozbawić mandatów do łyskiego parlamentu.
Prawnym przebojem łyskiego lata będzie proces wytoczony przez parlamentarzystkę – redaktorkę Genowefę Łotr – Brodzińską, byłemu okupantowi Iraku, wojskowemu wysokiej rangi Zenonowi Jaskule. Zbrodnia Jaskuły polegała na tym, iż w niewłaściwym kontekście w czasie debaty parlamentarnej użył nazwiska redaktorki. Genowefa jest propagandową tubą kniaziowego obozu i dlatego wszystko wskazuje na to, że niesprawiedliwy sąd oddali jej skargę. Tak przynajmniej prorokuje kniaziowa ekipa. Na co jak na co, ale na tragikomiczne zdarzenia w Łysie nie można narzekać.