Rozbudowując szpital szefostwo ZOZ-u w Nysie postanowiło na jego dachu umieścić lądowisko dla helikopterów. Pomysł jest pod każdy względem dobry, jednak prawo do niego nie dorosło.
- Faktycznie w Polskim prawie lotniczym są wpisane lądowiska naziemne, ale nie ma słowa o tak zwanych wyniesionych – przyznaje Norbert Krajczy, dyrektor nyskiego ZOZ-u i natychmiast zaznacza, że poczynione zostały kroki, aby tę lukę prawną zapełnić odpowiednimi przepisami. - Ministerstwo Infrastruktury pod przewodnictwem wiceministra Tadeusza Jarmuziewicza przygotowuje rozporządzenie, które ma to unormować. Z tego, co wiem odpowiednie zapisy prawne są już gotowe – dodaje Krajczy.
Nyskie lądowisko na dachu szpitala będzie jednym z trzech takich konstrukcji w kraju po Szpitalu Akademii Medycznej w Gdańsku i Szpitalu Klinicznym w Warszawie. Ośrodki te tak jak Nysa złożyły wnioski o dotacje na wybudowanie takiego obiektu. Podanie zostało przyjęte przez Ministerstwo Zdrowia i teraz należy czekać na rozstrzygnięcie. Ma ono nastąpić najpóźniej we wrześniu. Natychmiast też rozpocznie się procedura przetargowa i budowa płyty lądowiska. Pierwszy śmigłowiec ratowniczy będzie mógł wylądować na początku przyszłego roku.
- Jestem optymistą i uważam, że uda nam się pozyskać pieniądze na ten cel – mówi Norbert Krajczy, który swoją wiarę w sukces przedsięwzięcia opiera na tym, że wniosek z Nysy jest oczkiem w głowie szefostwa lotniczego pogotowia w Warszawie. – Nasze lądowisko będzie uhonorowane imieniem Janusza Cygańskiego, pilota Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, który w zeszłym roku zginął w trakcie akcji ratowniczej pod Wrocławiem – mówi doktor Krajczy.
Początkowo nyski szpital miał mieć lądowisko naziemne. Przygotowywano plac pod jego budowę, ale niemal natychmiast odezwali się mieszkańcy z okolicznych domów. Wyglądało na to, że powtórzy się historia, przez jaką przechodzi Wojewódzkie Centrum Medyczne w Opolu.
- Ten typ lądowiska wymaga licznych pozwoleń i rodzi konflikty z mieszkańcami czy ekologami – przypomina dyrektor ZOZ-u. i jak twierdzi to droższe rozwiązanie niż to, jakie teraz chce wprowadzić Nysa. – My potrzebujemy około dwóch milionów złotych – szacuje Krajczy.