W każde wtorkowe, piątkowe i sobotnie przedpołudnie, ludzie tłumnie odwiedzają kipiący życiem pchli targ. Wśród używanych rzeczy można tam znaleźć prawie wszystko: odzież, meble, naczynia…czyli, to się mawia, „szmelc, mydło i powidło”. Jedni chcą trafić na coś oryginalnego, drudzy kupić taniej, jeszcze inni po prostu uwielbiają przechadzać się wśród staroci. To, co przyciąga wszystkich, to możliwość utargowania ceny. Używany towar – jak dowiedzieliśmy się na miejscu - pochodzi głównie z tzw. wystawek w Niemczech i Holandii. - Raz w miesiącu jeżdżę tam swoim busem – zdradza nam Roman spod Dzierżoniowa. – Potem staram się to z małym zyskiem tu sprzedać, ale faktycznie to bardzo ciężki kawałek chleba. - Same opłaty są wysokie – wtrąca Iwona z okolic Kłodzka. – Właściciel placu kasuje 30 zł za dzień, a pracownik urzędu dodatkowo 15 zł, dla nas to spora kwota.
Na targu są także stoiska, gdzie można kupić rzeczy nowe i w stosunkowo niskiej cenie. Handlowcy przywożą bowiem towar bezpośrednio od producentów. Wszelkiego rodzaju narzędzia, sprzęt wędkarski i myśliwski oferują Mirosław i Piotr z Nysy, którym pomaga Ukrainiec Igor z Iwano-Frankowska. - Ja już jestem tutejszy – opowiada ze śpiewnym akcentem Igor. – Ożeniłem się i mieszkam od lat w Nysie, żona zrobiła piękne stroiki na święta i je też sprzedaję. Cała trójka, mimo narzekań na brak stałej pracy, stabilnych dochodów i dużą konkurencję, jest pełna humoru i optymizmu. - Jakoś trzeba sobie radzić, a przecież kraść nie będziemy – podkreślają zgodnie.