Pojawiają się wszędzie: w parkach, nad rzeką, nad jeziorem. Uśmiechnięci i zadowoleni, maszerują dziarsko przez Nysę i okolice, wymachujących przy tym kijkami. Było ich widać już zimą, ale dopiero wiosna na dobre rozbudziła w nich sportowe zacięcie. I nie szkodzi, że ktoś czasem krzyknie za nimi „A gdzie zgubiliście narty?”. Fani nordic walking, bo o nich mowa, doskonale znają korzyści płynące ze „spacerów z kijkami”.
Zaciekawieni popularnością tego zjawiska w naszym mieście, postanowiliśmy przyjrzeć mu się nieco bliżej. Ekspertów nie trzeba było długo szukać. Na peryferiach Nysy spotkaliśmy cztery maszerujące raźno kobiety: Józefę lat 68, Marię (64), Irenę (63) i Stanisławę (60). Są uśmiechnięte, radosne i bardzo rozmowne. Problem w tym, że trudno za nimi nadążyć.
Sposób na firanki
Panie stanowią już zorganizowaną, siedmioosobową grupę, choć nie zawsze udaje im się wyruszyć w pełnym składzie. Zaczynały we dwie, jeszcze jesienią, i od tamtej pory ich grono stale się powiększa. Twierdzą, że od nornic walking można się uzależnić. Jedna przez drugą wymieniają, co uzyskały dzięki chodzeniu z kijkami: zniknęły zbędne kilogramy, minęły bóle kręgosłupa, wróciło dobre samopoczucie, sprawność, mają jędrniejsze ciało i odmłodzoną skórę. - Ja się pozbyłam firanek – śmieje się Stasia i widząc nasze zdziwione miny natychmiast wyjaśnia: – To luźna skóra z tyłu ramion, która furczy na wietrze.
- To także wspaniały kontakt z naturą – stwierdza Józefa. – Chociaż serce boli, jak się widzi zaśmiecone środowisko – dodaje, wskazując na hałdy śmieci zalegające przy drodze.
- Czasem zachodzimy na działkę Józi, by wzmocnić siły małym dopingiem – wesoło zagaduje Irena. – Ale to nie EPO, jak w przypadku naszej narciarki na olimpiadzie, tylko mały kieliszek nalewki.
Spacer mija w przemiłej atmosferze. Nie wiadomo kiedy przemierzyliśmy z paniami 6 kilometrów!
Tradycja z Finlandii
Nordic walking, inaczej chody nordyckie, wzięły swój początek od treningów narciarzy biegowych w Finlandii, którzy latem trenowali właśnie z kijkami. W latach osiemdziesiątych XX wieku zapożyczyli to inni sportowcy, a po pewnym czasie moda upowszechniła się w całym społeczeństwie.
Ideą dyscypliny jest spacer bądź marsz z użyciem odpowiednio zaprojektowanych kijków, za pomocą których zostaje dodatkowo uruchomiona obręcz barkowa. Specjalne uchwyty powodują odciążenie stawów kolanowych i kręgosłupa. Można go uprawiać w dowolnym terenie, w każdym klimacie, na wszystkich nawierzchniach, przez cały rok, no i przez każdego, bez względy na wiek. Dynamiczne, pełne rozmachu chodzenie z kijkami pozwala zdobywać kondycję oraz rozwijać poszczególne grupy mięśni, które normalnie są zaniedbywane, a stymulowane włókna mięśniowe pomagają ciału zachować witalność, a nam zdrowie i szczupłą sylwetkę. Chodzenie sprzyja też przemianie materii, co wpływa na redukcję zbędnych kilogramów. Spacer z kijkami po długim dniu pracy jest najlepszym lekiem na bóle głowy, kręgosłupa czy stawów kolanowych. Zalecany jest pacjentom po zawałach, po operacjach aparatu ruchu, chorym na cukrzycę i przy chorobach układu krążenia, jest też wyśmienity jako terapia i rehabilitacja. Nie pozostaje więc nic innego, jak złapać za kije i ruszać w teren!