Rozmowom tym sprzyjały stojące na stolikach szklanice piwa i małe pojemniki z 38 procentowym ekstraktem aronii. W zacisznym zakątku sali trzech dżentelmenów półgłosem omawiało zalety i wady współczesnych środków masowego przekazu, kolokwialnie zwanych przekaziorami, albo mediami pisanymi, mówionymi i obrazkowymi.
- Tyle lat czytałem gazety, ale teraz na starość chyba zrezygnuję z tej przyjemności – oświadczył pan Jak Kowalski, pomostowy emeryt i były biuralista jednego z dawniejszych państwowych zakładów pracy. – Opisują tam same nieszczęścia. Jak się o tym czyta, to żyć się odechciewa.
- A jak już nie piszą o tych nieszczęściach to publikują kłótnie polityków. Weźmy na ten przykład naszą Łysę i wojnę Wisłockiego z Karczewską. Zamiast zabrać się za robotę, to organizują jakieś referenda-srenda. „Dzwon” wciska nam, że Karczewska to kłamczucha, a w „Kurierze” piszą, że Wisłocki to oszołom. Zgłupieć można! – znudzonym głosem odezwał się pan Józef Nowak, biznesmen z łyskiego targowiska. – To już jest tak nudne, że rzy.., chciałem powiedzieć, wymiotować się chce – dodał z grymasem na twarzy.
- To piękna para, jak z szybkowara – zażartował najmłodszy z tej trójki Patryk Kwiatkowski, świeżo upieczony absolwent łyskiej akademii, który z braku stałej pracy trudnił się roznoszeniem ulotek reklamowych koncernu handlującego odzieżą z odzysku. – Zgadzam się z panami, że wszyscy pismacy żyją z pisania o ludzkich nieszczęściach. A jak nie mogą znaleźć jakiejś tragedii albo afery, to potrafią ją wymyśleć i nagłośnić. Ostatnio czytałem w „Dzwonie” przepowiednie naszego jasnowidza, który właściwie jest czarnowidzem. Radio i telewizja też nie są gorsze, a chyba nawet lepsze w straszeniu narodu różnymi okropnościami. Telewizję uważam za trumnę mózgów i swój odbiornik podarowałem kolesiowi – oznajmił, a przy okazji pochwalił się swa szczodrością, Patryk.
- Tu bym się z tobą, młody człowieku, nie zgodził. Mnie w telewizorze pewne programy się podobają. Choćby reklamy, serial o Kiepskich i niektóre teleturnieje i ten konkurs o tych, co nie mają talentu, czy jakoś tak – stwierdził Nowak. – No i te filmy z momentami, nadawane po 23.
- Inna rzecz, że teraz gdy mamy demokrację to każda redakcja może sobie informować o wszystkim co jej się podoba, albo za co jej zapłacą. Za komuny media karmiły nas optymizmem, to teraz karmią zbrodniami, pożarami, aferami, ekshumacjami nieboszczyków, katastrofami oraz innymi horrorami. Mądry i trzeźwy człowiek długo tego nie wytrzyma. Dlatego proponuję jeszcze po ździebełku – pan Jan sięgnął po kieliszek, a pozostali dyskutanci zrobili to samo.
- Święta racja, panie Janie – zgodził się Patryk. – Ja mam wykształcenie i z natury jestem wesoły, ale dla tych marnych groszy nachodzę się z tymi ulotkami po mieście, to nie chce mi się wziąć do ręki nawet „Faktu”, kupowanego przez tatę. No, ale nie można być równocześnie wesołym, mądrym i trzeźwym – filozoficznie stwierdził przedstawiciel łyskiej młodzieży.
- Uważam, że przekaziory powinny więcej informować o ciężkiej pracy zwykłych ludzi. Ja na przykład przez cały rok, w deszczu i skwarze, w upale i mrozie sterczę na targowisku, na którym coraz więcej jest sprzedających niż kupujących. A będzie jeszcze gorzej, bo markety nas zniszczą. A w mediach zamiast mówić i pisać o nas, ciężko tyrających podatnikach, to bez przerwy zajmują się pyskówkami jakiegoś Gasikota, Gąsikowskiego, czy innej Kępkowskiej. Gadać to każdy potrafi, ale robić nie ma komu – z lekką nutką oburzenia stwierdził biznesmen Nowak.
- Nie ma co narzekać na robotę – rzekł z uśmiechem Patryk. – Najgorszą robotę to mają skarpetki. Cały czas na nogach – błysnął kolejnym żartem.
Ponieważ przy stoliku interesujący nas temat mediów ustąpił miejsca rozważaniom o pracy, wyłączyliśmy operacyjny mini magnetofon (pożyczony od zaprzyjaźnionego funkconariusza CBA), dopiliśmy to co pozostało i pobiegliśmy oglądnąć najświeższy serwis informacyjny TV Info.