Po sukcesach na estradach muzycznych przyszła kolej na pańskie sukcesy sportowe. Zacznijmy jednak od tej pierwszej pana pasji, czyli od muzyki.
Z tymi sukcesami to oczywiście przesada, chociaż trochę rozmaitych wyróżnień udało mi się zgarnąć. W moim przypadku historia jakby zatoczyła koło, bowiem najpierw uprawiałem sport, potem skupiłem się na muzyce, a na starość znowu wróciłem do sportu. Muzyką poważnie zająłem się w czasie studiów na Uniwersytecie Wrocławskim. Wspólnie z kolegą założyliśmy na tej uczelni „Chudobę”. Był to zespół muzyki tradycyjnej, zwanej popularnie muzyką folkową. Moja rola w tym zespole polegała na aranżacji wcześniej wyszukanych przeze mnie utworów oraz na grze na instrumentach smyczkowych, a głównie na kontrabasie. W 1998 roku wygraliśmy organizowany przez II program Polskiego Radia konkurs „Nowa tradycja” i od tej pory zaczęliśmy koncertować po całym kraju i Europie. Z zespołem występowaliśmy prawie we wszystkich europejskich krajach i w USA. Nie udało nam się do tej pory zagrać tylko we Francji, Rosji i Hiszpanii. Z tych licznych zagranicznych wojaży najbardziej utkwił mi w pamięci koncerty w Mołdawii i w Tyraspolu, stolicy Republiki Naddniestrzańskiej - regionach dla nas egzotycznych. W 1998 roku reprezentowaliśmy Polskę w Belgii na Festiwalu Europejskiej Unii Radiowej. Nie był to rodzaj konkursu z nagrodami i klasyfikacją, tylko prezentacja muzyki wszystkich krajów UE. Osobiście za największy sukces związany z „Chudobą” uważam to, że w tym zespole poznałem moją żonę Kasię, która w nim występowała i dzięki której, już sporo lat temu, zostałem nysianinem (pochodzę z Kujaw). „Chudoba” nadal koncertuje, chociaż rzadziej niż przed laty. Głównie dlatego, że obowiązki rodzinne i zawodowe nie pozwalają nam na częste wojaże. Ostatni raz koncertowaliśmy w październiku w Chorzowie na jubileuszu zespołu „40/30/70”. Na przyszły roku też mamy już zaplanowanych kilka koncertów.
Przejdźmy do pańskich sukcesów sportowych.
Jak prawie każdy chłopak, sportem interesowałem się od wczesnych lat szkolnych, lecz w miarę systematycznie zacząłem trenować biegi w liceum w Kaliszu. Było to w 1986 roku, a namówił mnie do tego mój pierwszy trener, Andrzej Płócienniczak. Zaczynałem od sprintów, by szybko przejść do biegów średniodystansowych. Byłem zawodnikiem „Calisi” i w barwach tego klubu startowałem też dwukrotnie w Mistrzostwach Polski w letnim biatlonie (bieg na 8 km i cztery serie strzelań – przyp .A.P.). M.in. rywalizowałem tam z samym Tomaszem Sikorą. Potem, w czasie wrocławskich studiów biegałem bardzo niewiele, ograniczając się do startów w zawodach akademickich i reprezentowania Uniwersytetu Wrocławskiego w Maratonie Ślężańskim. Ten okres poświeciłem nauce i muzyce. Po studiach i założeniu rodziny znowu odżyła u mnie ochota na bieganie. Niestety zacząłem zbyt ostro i przyplątała się kontuzja, którą leczyłem prawie trzy lata. Systematycznie biegam od 2006 roku. Codziennie pokonuję kilkukilometrowa trasę po nyskich parkach, wokół fortów i nad jeziorem. Staram się w każdym tygodniu przebiec około 100 kilometrów.
Jakie są efekty tych treningów?
Średnie, ale nie najgorsze. Na przykład w 2007 i 2008 roku zdobyłem brązowe medale na Mistrzostwach Polski Nauczycieli w Biegach Przełajowych, które rozgrywane są zawsze w Ostrzeszowie. W tym roku na tych zawodach byłem już drugi. Marzy mi się tytuł mistrzowski w 2010 roku. Jest to możliwe, gdyż w tym roku dystans 10 km przebiegłem w czasie 33, 49 min, co jest moim rekordem życiowym. Było to w listopadzie, w czasie Biegu Skalnika w Graczach, w którym byłem trzeci. Startuję coraz częściej. W bieżącym roku „zaliczyłem” już ponad dwadzieścia startów w biegach organizowanych w całym kraju.
Jest pan też trenerem. Czy w tej pracy ma pan już jakieś sukcesy?
Jestem jednym z trenerów MUKS Gim 2 Nysa. Opiekuję się kilkunastoosobową grupa dzieci, uczennic i uczniów z mojej szkoły, czyli SP nr 1 w Nysie. W tegorocznych Wojewódzkich Mistrzostwach Szkół Podstawowych, moi podopieczni zdobyli trzy złote medale i jeden brązowy. Złoto wywalczyła Joanna Mormuł w biegu na 300 m oraz sztafety 4x100 m dziewcząt i chłopców, zaś brąz sztafeta olimpijska. Za osobisty sukces, z którego bardzo się cieszę, uważam to, iż zaraziłem pasją biegania starszego syna Michała, który już w tym sporcie zanotował pierwszy sukces (brązowy medal w biegach górskich Wojewódzkiej Gimnazjady). Korzystając z okazji pragnę zachęcić wszystkich mieszkańców Nysy i okolic do udziału w zabawie biegowej „Nysa biega”. Oczekujemy na chętnych w każdą sobotę i niedzielę o godzinie 10.00 nad Stawem Sekuta w miejskim parku. Takie bieganie jest najlepszą ucieczką przed zawałami i chorobami układu krążenia.
Dziękuję za rozmowę