Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Zapomniane mogiły

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Listopad to okres, kiedy wspominamy tych, którzy odeszli na zawsze. Zdecydowana większość ludzi stara się odwiedzić groby najbliższych lub też w myślach zapala im światełko pamięci. Są jednak takie mogiły, które los skazał na zapomnienie. Nie sposób o wszystkich wiedzieć.

Po pierwszych zachowały się tylko niewielkie wzmianki. A przecież w Nysie zostało pochowanych ponad tysiąc francuskich jeńców z przetrzymywanych tu w twierdzy. W wyniku klęski Napoleona III pod Sedanem do niewoli dostało się około 80 tysięcy żołnierzy. Z tej ogromnej liczby około 13 tysięcy była przetrzymywana w Nysie. Wczesna zima 1870 roku dla wielu z nich skończyła się tragicznie. Na jednej z dawnych pocztówek widać rzędy niewielkich namiotów stojących na przedpolu Obwałowań Wysokich. To w nich śmierć zbierała największe żniwo. Zmarłych chowano na tak zwanym francuskim cmentarzu przy dzisiejszej ulicy Mieczysława. Można domniemywać iż znajdował się on vis a vis cmentarza jerozolimskiego. Dziś bowiem nie ma po nim żadnego śladu. Została tylko pamięć w głowach nielicznych z nas.

Zamordowana przez sojuszników?

Również tylko nieliczni pamiętają tragiczną historię dziewiętnastoletniej milicjantki z Nysy. Nazywała się Alicja Zduńczyk i od kilku zaledwie miesięcy była funkcjonariuszką ówczesnej milicji. Sierpniowego dnia została wysłana z meldunkiem do Głuchołaz. Dla młodej dziewczyny przewiezienie rowerem roizkazu mogło być przyjemną wycieczką. Mogło, ale na drodze spotkała furmankę z rosyjskimi żołnierzami. Czy chcieli się zabawić czy zabrać rower, tego nie wiadomo. Została zastrzelona i pochowana przy drodze. Oficjalna wersja głosiła, że zginęła z rąk szabrowników. Tylko dlaczego sprawa została wyciszona i dlaczego pochowano ją w miejscu, gdzie zginęła przy drodze? Przecież na nyskim cmentarzu jest pomnik milicjanta, który zginął tragicznie zaraz po wojnie.

Dopiero po kilku latach w 1964 roku, kiedy „opieka radziecka” nieco osłabła, koledzy z KPMO ufundowali jej pomnik. Ale i tak o postawionym przy drodze niewielkim pomniku mało kto wie. Czy został skazany na zapomnienie?

Dzieci wojny

Nysa, a właściwie jej przedmieścia skrywają kolejną skazaną na zapomnienie tragiczną tajemnicę. Na skrzyżowanie ulicy Rodziewiczówny i Długosza niewielki placyk kryje smutną pamiątkę ostatniej wojny. I choć przed kilku laty pisała o tym prasa nadal milczenie przykrywa niezakończoną sprawę. Należy cofnąć się do ostatnich dni wojny 1945 roku.

W twierdzy nyskiej, która miała bronić się do końca, pozostało już niewielu zdolnych do służby. Do obrony kierowano więc kadetów szkoły wojskowej mieszczącej się nieopodal w klasztorze werbistów. Mieli zaledwie po 14 - 16 lat. Dzieci, które tego tragicznego dnia ubrano w nowe mundury, dano broń do ręki i skierowano do dwóch rowów strzelniczych. Była to gromadka około 60 chłopców, znających wojnę tylko z książek. Nacierająca rosyjska armia wywołała szok i popłoch. Kiedy kilku z nich w panice chciało uciekać, zostali rozstrzelani przez swoich jako „Tchórze”.

Dla pozostałych także nie było ratunku. Załoga osłaniającego ich czołgu została trafiona, a sami chłopcy zginęli w tym miejscu. W ten gorący czas nie było ani zapewne czasu, ani możliwości, by ich pochować. Zostali więc pogrzebani obok stojącego tam granitowego pomnika poświęconego ofiarom I Wojny Światowej. Ktoś litościwy umieścił w tym miejscu drewniany krzyż.

Zacierająca się pamięć

Niedługo potem wysiedlono niemieckich mieszkańców z tych terenów i zbiorowa mogiła wojennych dzieci - żołnierzy poszła nieco w zapomnienie. Co prawda okoliczni mieszkańcy czasem coś powiedzieli, tym bardziej, że płytko pochowane kości można było znaleźć na powierzchni. Niektórzy pamiętali nawet o stojącym tu czołgu i pomniku, ale każdy zajęty swoim życiem nie poruszał tematu pojawiających się czasem kości. Dopiero kiedy w latach siedemdziesiątych przy prowadzeniu linii wodociągowej trafiono na ludzkie szczątki, wydawało się, że bezimienną mogiłę spotka właściwe zainteresowanie. Niestety ówcześni milicjanci zabrali szczątki, spisali nazwiska wyryte na pomniku i sprawa ucichła. Nieco później zniknął i drewniany krzyż i pomnik.

Kiedy dwadzieścia lat później Krzysztof Florek kupił przylegającą do omawianego terenu działkę usiłował zainteresować odpowiednie władze bezimienną mogiłą. Niestety nikt nie był zainteresowany. Sam więc uporządkował teren, posadził krzewy, tworząc małą zieloną wysepkę. Historia jednak nie chciała być pogrzebana i tak następne prace budowlane latem 1999 roku po raz kolejny odkryły część masowego grobu. Wykonawca pokazał policjantom tylko wysypane z ziemią szczątki ludzkie. Nie wspomniał jednak o ponownie zasypywanych wzdłuż kolektora ludzkich kościach. A przecież niektóre z nich miały jeszcze zachowane włosy, ubrania i można było nawet zidentyfikować zmarłych! Po przesłuchaniu na policji Krzysztof Florek jako świadek uzyskał zapewnienie, że po ustaleniu kiedy te osoby zginęły, sprawą zajmą się odpowiednie władze.

I ponownie wszystko by ucichło, gdyby nie zbieg okoliczności. Otóż oprowadzający wycieczkę z Niemiec, ówczesny prezes mniejszości niemieckiej Józef Rock poznał tragiczną historię pochowanych tu chłopców. Opowiedział mu ją starszy człowiek, którego oddział Wermachtu w tych ostatnich dniach obrony Nysy miał stanowisko w parku koło kościoła. I ponownie - wówczas oboje: Florek i Rock usiłowali zainteresować odpowiednie władze. Fundacja polsko - niemiecka zapewniła, że za rok lub dwa ze względu na nawał podobnych spraw pogrzebani młodzi kadeci zostaną godnie pochowani.

A ich rodziny być może do dziś szukający grobów swych bliskich. Po poznaniu tabliczek identyfikacyjnych będą znali ostatnie miejsce ich spoczynku. Jednak zamiast tego, zapadła cisza. Trzy lata temu prezes Stowarzyszenia Na Rzecz Ochrony Cmentarzy i Pomników Adam Konopka, który odnalazł zaginiony pomnik, wystosował do Związku Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno - Kulturalnych w Polsce stosowne pismo. Sprawa nyskiej mogiły, w której pochowano młodziutkich obrońców ówczesnej Nysy, miała być załatwiona priorytetowo. Takie zapewnienie uzyskał od przewodniczącego TSKN w Opolu pana Norberta Rascha. I znów mijają kolejne lata i znowu milczenie przykrywa wszystko.

Tylko czy tak być powinno?

Nie ma tu znaczenia że pochowani w bezimiennej mogile to młodzi Niemcy. Ważne jest to że to ludzie, którzy czekają na godny pochówek. Być może w naszym mieście znajdują się jeszcze gdzieś takie mogiły. Tragiczna historia żołnierzy - dzieci nie daje o sobie zapomnieć.

I nie powinniśmy zapominać. Pamięć o zmarłych niezależnie od narodu czy wyznania świadczy o naszej kulturze.


Krystyna Dubiel



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Środa 24 kwietnia 2024
Imieniny
Bony, Horacji, Jerzego

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl