Express Nyski: Zakres Pana zainteresowań szeroko wykracza poza metafizykę, epistemologię oraz filozofię polityki. Skąd taka uniwersalność?
- W pewnej mierze wynika to ze specyfiki samej filozofii. Wprawdzie jej pytania rozparcelowane zostały pomiędzy poszczególne dyscypliny filozoficzne, lecz zarazem skutecznie opierają się zaszufladkowaniu. Ich właściwe rozważanie dokonuje się poprzez stopniowe rozszerzanie horyzontu poznawczego. Taką procedurę stosuje np. Platon w „Państwie”, gdzie rozważenie sensu sprawiedliwości wymaga podjęcia fundamentalnych kwestii, analizy natury ludzkiej, natury rzeczywistości, wreszcie typów ustrojów.
Inną sprawą jest osobisty temperament intelektualny, wrażliwość na różnorodność świata i poszukiwanie przenikającej jej jedności. Jak wskazywał Pascal: skoro nie można wiedzieć wszystkiego o wszystkim, a nie warto też wiedzieć wszystkiego o czymś, to powinno się wiedzieć coś o wszystkim. Owo „coś” nie oznacza czegokolwiek, ale istotę, nośną strukturę rzeczywistości.
Pozwolę sobie zwrócić uwagę na jeszcze inny aspekt inter- i intradyscyplinarności. Specjalizacja, konieczna we współczesnej nauce, nie może sprowadzać się do zasklepienia we fragmentaryczności własnych badań. Interdyscyplinarność, postrzegana w Polsce wciąż jeszcze jako anachroniczna właściwość rozumu przednaukowego, stanowi w zachodniej humanistyce standard umożliwiający kreatywne badania. I być może dlatego najlepszy z polskich uniwersytetów otwiera czwartą setkę w światowym rankingu uczelni.
Jaką pozycję ma dzisiaj filozofia pośród wszystkich nauk?
- Po pierwsze, filozofia zachodnioeuropejska to „matka” nauk nie tylko dlatego, że pytania należące dziś do poszczególnych nauk formułowane były przez filozofów. Filozofia tworzy perspektywę, w której poruszają się, a przynajmniej powinny się poruszać nauki. Perspektywę organizowaną przez dwa ideały: ideał poznania prawdy i ideał życia w prawdzie, bo wtedy też możliwe jest dobre życie. Po drugie, nauki, wyłaniając się z filozofii, eksplorują obszary będące wcześniej jej domeną. Stąd i wzajemna rywalizacja, pytanie o to, czy filozofia może być jeszcze uznawana za naukę. Po trzecie, filozofia broni autonomii nauki. Zauważmy, iż nauka może istnieć w sprzęgnięciu z systemami totalitarnymi – faszyzm, komunizm stawiały na naukę, bo tylko w oparciu o nią można rozwijać nowoczesną technologię, metody organizacji i wykorzystania zasobów ludzkich. Bezkrytyczne podporządkowanie nauki wymogom użyteczności może uczynić z niej narzędzie służące budowie nieludzkiego świata. Po czwarte, filozofia wskazuje, iż człowiek współczesny, także naukowiec, usiłuje uczynić z nauki substytut religii. Obdarza bezgranicznym zaufaniem właśnie naukę, która ma zapewnić dobrobyt i szczęście tu i teraz. Wierzy też, iż nauka uwolni go od kłopotliwych pytań, np. o sens życia i śmierci oraz od trudnych i wiążących się z odpowiedzialnością decyzji. Ekspert bądź też grupa ekspertów mają zagwarantować gotową i skuteczną racjonalizację rzeczywistości. Naukowiec, który nie dostrzega granicy swoich kompetencji, nie jest ekspertem, ale w gruncie rzeczy dyletantem. Z wielką przenikliwością Fryderyk Nietzsche w „Tako rzecze Zaratustra” pisze o „wielkim uchu na cieniutkiej łodyżce” – przecież nawet największe ucho nie usłyszy tego, co można tylko zobaczyć, nie połączy też ze sobą wrażeń słuchowych i wzrokowych.
Czy filozofia, zwracając się przeciw nauce, nie pożera jednocześnie własnych dzieci?
- Wydaje się, że tocząc z naukami spór pragnie raczej ich dojrzałości. Filozofia jest rodzinnym domem nauk, akceptuje ich samodzielność, wspiera je i napełnia kreatywnością. Nauka uwolniwszy się od myślenia obumiera niczym roślina znajdująca się w suchej i jałowej glebie. Właściwego ugruntowania nauki dokonuje filozofia – osadzając ją w kontekście kulturowym, antropologicznym i ontologicznym. Dopiero w myśleniu filozoficznym nauka może być rozpoznana jako nauka oraz we własnej specyfice przedmiotowej. Nie uprawia się matematyki matematyki czy fizyki fizyki, natomiast najwybitniejsi matematycy podejmują zagadnienia z filozofii matematyki a fizycy z filozofii przyrody. Nie idzie więc o to, by filozofowie wypierali naukowców, lecz o to, by naukowcy byli zdolni do myślenia filozoficznego, w czym zresztą powinni im pomagać filozofowie.
Porozmawiajmy trochę o społecznym wymiarze miasta. Uważa Pan, że to instytucje użyteczności publicznej powinny głównie organizować przedsięwzięcia kulturalne?
- Aktywności kulturotwórczej towarzyszą wartości artystyczne oraz wartości społeczne czy wręcz obywatelskie. Pierwsze wiążą się z umiejętnościami prowadzącymi bezpośrednio do osiągnięć artystycznych, drugie jak zdolność do współpracy, wrażliwość, niekonwencjonalne myślenie, kreatywność, odpowiedzialność mogą istnieć też poza sztuką. Nie można także zapominać, że sztuka nie tylko bawi i wyraża emocje, ale umożliwia człowiekowi głębsze rozumienie samego siebie i świata. Wynika stąd, iż „polityka kulturalna” powinna być elastyczna. Wspomniana przez Pana zasada pomocniczości, umożliwiająca generowanie kompetencji społecznych w środowiskach kulturotwórczych, powinna łączyć się z przywiązywaniem wagi do doskonalenia kompetencji artystycznych i popularyzacją obcowania z tzw. sztuką wysoką.
Można zauważyć jakiś ład przestrzenny w strategii rozwoju Nysy? Jak na razie perspektywy dogonienia Wrocławia są niewielkie…
- Miast utyskiwać, przyjrzyjmy się bliżej logice gry w przestrzeni miasta i gry o przestrzeń miejską na przykładzie sporu o tzw. rewitalizację rynku czy budowę galerii. Dyskusja mająca doprowadzić do społecznej partycypacji w kształtowaniu decyzji, być może i do rozproszenia odpowiedzialności związanej z podejmowaniem decyzji kontrowersyjnych, przerodziła się w walkę o dominację nad obszarami w centrum i śródmieściu. Słowem, ognisko, wymykając się spod kontroli, przekształciło się w pożar. Nic zresztą w tym dziwnego, jeżeli weźmiemy pod uwagę symboliczne, społeczne i ekonomiczne znaczenie tych obszarów. W rezultacie wytworzył się układ o mocno zarysowanych przeciwstawnych krańcach, w którym zaniknąć musiały stanowiska pośrednie. Oba obozy zaznaczają swą dominację na różnych poziomach, których komplementarność wydaje się być nieodzownym warunkiem kreowania ładu przestrzennego. Otóż, pamiętając o pewnej umowności określeń, zauważmy, że grupa skupiona wokół burmistrz ma przewagę instytucjonalną, natomiast grupa skupiona wokół niektórych radnych opozycji posiada zdolność do mobilizowania energii społecznej. Obie grupy są na tyle silne, aby sparaliżować działania oponentów i na tyle słabe, iż nie mogą urzeczywistnić własnych wizji.
Czy sugeruje Pan, że mamy do czynienia z klasyczną sytuacją patową?
- Inicjatywa, skupiająca się wokół hasła budowy galerii na terenie byłej zajezdni MZK, mogła wprawdzie rozbić ten biegunowy układ sił, lecz okazała się efemerydą. Paradoksalne są również jej skutki: opowiadając się za „przyspieszeniem”, a jednocześnie zwracając się przeciw burmistrz, wzmocniła zwolenników zachowania status quo. Pani burmistrz znalazła się w sytuacje niezręcznej i w obcym sobie żywiole – wojnie, a nie pracy. Jednocześnie jest to sytuacja niekorzystna dla samej Nysy. Stabilna większość w Radzie Miejskiej, perspektywa zbliżających się wyborów, a także osobiste ambicje i animozje liderów uniemożliwiają współpracę czy choćby zawarcie kompromisu. W rezultacie mamy doświadczenie miotania się, ulegania naciskom, blokowania modernizacji miasta. Wywołuje to poczucie stagnacji czy wręcz dominacji nieładu, mimo tworzenia się nowych obszarów kulturowych, krystalizujących się wokół tzw. Ratusza, Fortu Wodnego, Bastionu św. Jadwigi czy targu przy ul. Kolejowej. W skali Nysy potwierdza się następująca prawidłowość: niezadowolenie społeczne sięga apogeum nie wtedy gdy jest najgorzej, ale wtedy gdy pozytywne zmiany zachodzą zbyt wolno.
Z drugiej strony ład przestrzenny zajmował do tej pory marginalne miejsce w dyskusji nad strategią rozwoju Nysy. Pozytywnym następstwem tego starcia jest kształtowanie społecznej odpowiedzialności za wspólną przestrzeń, postawienie problemu architektonicznej spójności miasta. Stwarza to też szansę, że w nowej konfiguracji politycznej i personalnej dyskusja będzie charakteryzowała się większą rzeczowością i doprowadzi do stosownych decyzji.
Postęp cywilizacyjny sprawia, że żyjemy w ciągłym biegu i przegapiamy wiele ważnych chwil. Jest na to jakieś lekarstwo?
- Takiej rutyny, zamknięcia się w jednotorowości myślenia i działania możemy uniknąć poprzez rozwijanie umiejętności zmiany rytmu, poprzez uczenie się spoglądania na ludzi, zdarzenia, otoczenie z innej, wzbogacającej nas perspektywy. Filozofia, sztuka, miłość, ale i jak zdawałoby się prozaiczny spacer zawieszają „po coś” i „do czegoś”. Budując dystans wobec codzienności, przenoszą nas w oblicze rzeczy samych. Uczą też nas cierpliwości, przychylności serca, bo tylko takie serce jest w stanie przyjąć oferujące się mu bogactwo istnienia. Wielki Ślązak, Angelus Silesius następująco wyrażał ten stan ducha: „Róża jest bez dlaczego; rozkwita, bo rozkwita,/ Na siebie nie zważa i czy ją widzą nie pyta”.