Próba zabudowy nyskiego rynku to zdecydowanie temat nr 1 w ostatnich tygodniach w naszym mieście. 14 września komitet referendalny pod przewodnictwem radnego Piotra Smotera przekazał do urzędu miejskiego listy z podpisami poparcia. Teraz radni muszą ze swojego składu powołać komisję do sprawdzenia czy złożony wniosek odpowiada przepisom ustawy o referendum lokalnym. Jeżeli złożony wniosek będzie spełniał wymogi ustawy wówczas rada podejmie uchwałę w sprawie przeprowadzenia referendum, nie później jednak niż w ciągu 30 dni od dnia przekazania wniosku. W głosowaniu mieszkańcy gminy Nysa zostaną zapytani: „Czy jesteś przeciwko sprzedaży przez Gminę terenu nyskiego Rynku?”.
Piotr Smoter z Ligi Nyskiej ma jeszcze nadzieję, że do referendum ostatecznie nie dojdzie i że burmistrz Barska, patrząc na same listy poparcia, odwoła swoje plany. Pomysłodawcy referendum wiedzą, że od złożenia wniosku to końcowego sukcesu daleka droga. Jeśli 30 procent mieszkańców gminy nie pójdzie na głosowanie, zostanie uznane za nieważne. Nawet, jeśli frekwencja przekroczy wymagany próg, to ponad połowa mieszkańców musi opowiedzieć się za planem Ligi Nyskiej „nie będzie niczego”. Tylko czy to najlepsze rozwiązanie dla miasta? Już teraz doprowadzono do tego, że spora część potencjalnych inwestorów omija Nysę szerokim łukiem.
W 1996 roku powstał miejscowy plan zagospodarowania, więc referendum niewiele może wnieść. Kwestia sprzedaży działek i ich zagospodarowania jest praktycznie przesądzona. Do magistratu należy teraz tylko dopilnowanie transakcji i przyszłej budowy. Władze Nysy uspokajają, że gmina zabezpieczyła sobie prawne gwarancje, że obiekt będzie spełniał wszelkie wymogi planu zagospodarowania. Stąd też urzędnicy pracują nad regulaminem przetargu, który poznamy w najbliższym czasie. Mimo tego miasto podzieliło się na dwa obozy. Oddajmy więc głos społeczeństwu…